Był maleńki i bezbronny, płakać nie potrafił tylko kwilił boleśnie jak osierocone pisklę. Na granicy życia, na granicy śmierci – takim go po raz pierwszy zobaczyła. Gdy podano jej wcześniaka z lękiem wzięła go delikatnie w dłonie jak porcelanową laleczkę, przytuliła drobne, rozedrgane wewnętrznymi spazmami ciałko i opuszkiem palca gładziła po pokrytej meszkiem główce. Otulony jej ciepłem powoli uspokajał się. Powieki przestały mu drgać, czuła bicie jego serduszka i niewypowiedziane to było, a przecież od pierwszego spojrzenia, to nieswoje dziecko, pamięcią miłości po wiekach odnalezioną, całą sobą go kochała i tak bardzo pragnęła mu pomóc, oddałaby wszystko, aby żył.
Czy niemowlę może pamiętać?
– W głębi siebie czuła, że on w sobie pamięć bliskości do niej ma.
Ona tu, on daleko tam. W rozumieniu z dziś obcą osobą dla tego dziecka była. Miesiące mijały, a on wbrew rokowaniom lekarzy, on nadal żył. Podczas tych rzadkich odwiedzin, z troską na niego spoglądała, inny był od rówieśników, nie gaworzył, nie próbował siadać, bez ruchu leżał i patrzył, tylko tymi swoimi wielkimi błękitnymi oczami patrzył. Nadeszła wiosna, gdy przyjechała kolejny raz. Wzięła go na ręce, wyniosła na ukwiecona łąkę. Kwiatki pokazywała, liście, co na wietrze wiatr rozwiewał i szeptała: – Maleńki mój świat, tak piękny jest, zobacz listki są delikatne i zielone takie… I listkiem po policzku go gładziła, paluszki jego do łodygi roślinki przykładała, aby czuł. A on powoli, na podobieństwo roślinki kiełkującej wraz z nastaniem dni cieplejszych, powoli dla świata budził się.
Czy pół roczne dziecko może pamiętać?
– Gdy ją widział całą buzią radośnie uśmiechał się.
I przyszedł czas gdy ostatecznie waga ku życiu przeważyła się i z dnia na dzień do świata tak bardzo zaczął się garnąć. Rączkami szczebelki w łóżku chwytał, wspinał się na nóżkach i z radością zgłoski wykrzykiwał. Gdy podrósł, na podłodze z nim siadała, klocki układała, po jasnych włoskach głaskała, a on do niej się tulił. Nie rodzina, a przecież tak bliski, tak bliski jak można tylko być bliskim. Jej był. Przez te swoje dwa lata życia, widział ją może kilka razy, podczas ty spotkań rzadkich, gdy ja zobaczył: – Ma! Ma wołał i rączką kurczowo chwytał za jej palec.
Miesiące mijały. Trzy a może cztery upłynęły jak go po raz ostatni widziała. Starała się nie myśleć, nie pamiętać. W ciągu dnia powtarzała: – Obca dla niego jesteś, on nie był i nie będzie twój. Ale w mroku nocy… spojrzenie jego błękitno szarych, dziecięcych, a tak dorosłych oczu… w snach obecny przy niej był.
W kwietniu w odwiedziny pojechała, wśród tej rodzinnych tylko powracającym gościem była. Weszła do jadalni, przy stole wraz z rodzeństwem i gośćmi na składanym krzesełku siedział. Przywitała się z dorosłymi, jak inne dzieci tak i jego w policzek pocałowała i na jedynym wolnym krześle na końcu stołu siadła. W gwarze rozmów ona milczała, z pochyloną głową, spod przymkniętych powiek ukradkiem na niego spoglądała. Upłynęło chwil kilka, on mozolnie zszedł z krzesełka, wyminął rodziców, babcię, co go na ręce brać chciała, ominął wszystkich, podszedł do jej krzesła, maleńkie rączki wyciągnął w górę i po jej kolonach zaczął wspinać się, nachyliła się, pomogła mu, na kolana wzięła. On uklęknął, objął ją mocno rączkami i głowę w jej ramiona… całym swoim ciałkiem w nią się wtulił. Po długiej chwili blond główkę podniósł, szklistym oczkami spojrzał w jej zasnute mgłą wzruszenia oczy, delikatnie w policzek pocałował… z jego oczek kropla łez spłynęła.
… pamiętał.
Elżbieta Anna Sadkowski (Samek)
Interpretacja tekstu „Zwyczajna” czyta Michał Rejduch