Szeroki, prosty pień, wspaniała korona liści, na skraju słonecznej polany rosło Mocarne Drzewo. Na chropowatej korze wyżłobione głębokie bruzdy – Lata Pamięci – kolejne odchodzące wiosny, wilgoć jesiennych wieczorów, zimowe, mroźne zawieruchy.
Drzewo pamiętało. Każdego roku, wraz z nastaniem ciepłych dni przylatywały na skraj polany szare ptaszki i w zaciszu przyjaznych gałęzi, na złamanym przez burze konarze wiły gniazdko. Przez wiele dni w maleńkich dzióbkach mozolnie znosiły drobne patyczki. Budowały bezpieczny domek dla jeszcze nie narodzonych piskląt.
Gdy wreszcie po długim oczekiwaniu skorupki piegowatych jajek pękły i wykluły się nieporadne maluszki, Rodzice Ptaszki i Mocarne Drzewo byli bardzo szczęśliwi. Drzewo nie miało swoich małych drzewek, te nowo narodzone ptaszki to była jego szczęśliwa Rodzina. Gdy nastały upalne dni Drzewo z liści układało zielony daszek, aby promienie słońca nie parzyły pokrytych meszkiem delikatnych ciałek, leciutko poruszało gałązkami, liście drżały i wachlowały drzemiące maluchy. Wieczorem nadchodzący od łąki wietrzyk wygrywał na gałązkach ptaszkom do snu nuty cichej kołysanki. Przez szparkę w liściach nocą zaglądał Starowinka Księżyc. Tak słodko maluszki przez sen cmokały różowymi dzióbkami, przebierały delikatnie nóżkami z maciupeńkimi pazurkami. Szczęśliwe ptasie dzieciństwo… śniły… Uśmiechał się Starowinka Księżyc.
Mocarne Drzewo słuchało ptasiego szczebiotu i całym swym drzewim sercem kochało Ptasią Rodzinę.
Dni mijały, ptaszki jadły smakowite gąsieniczki przynoszone przez Mamę Ptaszka, ciekawie zerkały zamglonymi oczkami przez żyłkowate, prześwietlone przez słońce listki na leżącą w oddali zieloną łąkę. Szare piórka pokrywały nagie ciałka… Rosły. Piękniały i doroślały.
Z nastaniem jesieni Rodzice Ptaszki i wyrośnięte Maluszki odlatywali.
Zima
Tak bardzo tęskniło Mocarne Drzewo. Na skraju polany przysypane śniegiem przez długie zimowe miesiące śniło o ptasim szczebiocie w zielonej koronie liści i czekało na nadejście ciepłych wiosennych dni kiedy ptaszki powrócą. Czekało.
Ale tej zimy Drzewo już nie doczekało wiosny i przylotu szarych ptaszków. Urzędnicy zamienili słoneczną polanę w teren pod budowę podmiejskiego osiedla. Gdy ziemie skuły mrozy ruszyły piły, drwale wycieli rosnące na skraju polany Mocarne Drzewo.
Prosty zdrowy pień, grube konary, zwieźli kłody do tartaku i przerobili na belki. Stolarz wymierzył z nich więźbę dla domu budowanego na skraju słonecznej polany, w miejscu gdzie niegdyś rosło Mocarne Drzewo. Ze środka pnia zrobili krokiew tę najważniejszą, najdłuższą co całą konstrukcje spaja i dach trzyma. A krokiew była wspaniała, najprostsza ze wszystkich belek, bez sęków i skaz. Krokiew Mocarna tak jak kiedyś było Mocarne Drzewo.
Gdy ściany domu były już gotowe, strop wysechł przyjechali cieśle i więźbę dachu postawili, zawiesili na szczycie wiechę, głowy zadarli i patrzyli. Dumni z tego Mocarnego Dachu byli. A Mocarne Drzewo, dziś pod postacią więźby ze szczytu domu spoglądało na budowniczych i jak oni i one dumne było.
Do nowego domu wprowadzili się Ludzie, jeszcze nie rodzice. Wraz z nastaniem pierwszej wiosny urodził się Maluszek. Miał różowe, pulchniutkie ciałko, główka była pokryta meszkiem włosków, i duże błękitne oczka. Nocą patrzyło Drzewo przez szparkę w deskach stropu na śpiące w łóżeczku, pachnące słodkim mlekiem ludzkie dziecko. A ono przez sen cichutko gaworzyło, inaczej niż maleńkie ptaszki, ale tak jak i one w gniazdku, i ono w łóżeczku bezbronne było. Mijały miesiące, Maluszek szybko rósł, tupały maleńkie stopki po całym domu, radosny dziecięcy śmiech rozbrzmiewał aż po dach. A w samotnym drzewim sercu na powrót miłość się rodziła. I zapomniało Mocarne Drzewo o szarych ptaszkach. Dziś niosło na swoich ramionach ciężar dachu, chroniło od jesiennych deszczy, opierało się zimowym zawieruchom, dawało schronienie Ludzkiej Rodzinie, i było im tak bardzo potrzebne. Bezpieczny Rodzinny Dom.
Wieczorami słuchało Mocarne Drzewo cichutko śpiewanej przez Mamę Człowieka kolejnym zrodzonym dzieciom kołysanki do snu i całym swym drzewim sercem pokochało tę Ludzką Rodzinę.
Lata mijały.
Miejscami drewno krokwi popękało, patyna czasu pokryła ciemną szarością jego niegdyś złocisty kolor, ale dach nadal stał prosto.
Ludzkie Dzieci dorosły i wyjechały.
Starzy Ludzie rodzice tak bardzo tęsknili za dziećmi. Tęskniło i Mocarne Drzewo. Ale przecież co roku, wraz z nastaniem Świąt wracały. Cieszyli się Starzy Ludzie rodzice, cieszyło się bardzo stare, kiedyś Mocarne Drzewo. Dorosłe Dzieci Ludzkie bardzo kochały Starych Ludzi rodziców i bardzo kochały położony na skraju słonecznej polany stary Rodzinny Dom.
Elżbieta Anna Sadkowski
(tekst opublikowany www.portal-pisarski.pl 2010r)